„Rycerz Siedmiu Królestw” George R. R. Martin
Nie
możesz doczekać się „Wichrów zimy”? Tęsknisz za Westeros? Mam rozwiązanie!
Książka
„Rycerz Siedmiu Królestw” George’a R. R.
Martina jest to zbiór trzech opowiadań, które śmiało można nazwać mini
powieściami. Akcja każdego z nich dzieje się w różnych krainach Westeros i
rozgrywa blisko sto lat wcześniej od historii znanej z „Pieśni Lodu i Ognia”.
Opowiadania przedstawiają urywki z życia wędrownego rycerza Dunka i jego
giermka, Jaja.
W
pierwszym opowiadaniu dowiadujemy się jak „Dunk
Przygłup tępy jak buzdygan” (jak sam o sobie myśli) został rycerzem i
dołączył do niego Jajo jako giermek. Następnie Dunk przybiera imię Duncana
Wysokiego ( z uwagi na swój nieprzeciętny wzrost) i bierze udział w turnieju
organizowanym przez pomniejszego lorda. Jednak turniej kończy się dla niego
zbyt szybko. Po konflikcie z następcą tronu, zmuszony jest stanąć do walki o
własne życie.
Drugie
opowiadanie przenosi nas w dwa lata do przodu, kiedy Dunk jest już prawdziwym
wędrownym rycerzem i zaciągnął się na służbę u „lorda bez zamku”. Dzięki swojemu niezbyt logicznemu myśleniu,
wplątuje się on w konflikt o prawa do rzeki pomiędzy lordem, którego
reprezentuje a piękną Panią z Zimnej Fosy. Rozwiązaniem konfliktu może być
tylko pojedynek na śmierć i życie.
W
trzecim opowiadaniu Dunk i Jajo przybywają na ślub lorda Butterwella z Białych
Murów, aby wziąć udział w turnieju zorganizowanym specjalnie z tej okazji.
(Pomijam fakt, że przyjechali tam się głównie najeść) . Niestety całe to
wydarzenie okazuje się być wielką mistyfikacją i przygotowaniem do zdrady
Korony. Dzięki temu co Jajo „trzyma w
bucie” i sile Dunka udaje im się ujść z życiem z gniazda żmij.
Książka
utrzymuje wysoki poziom jaki narzucił sobie Martin. Opowiadania są napisane
jednak w tonie lżejszym niż „Pieśń Lodu i Ognia”, jest też w niej mniej
przemocy, nagości i seksu. Dzięki temu książkę czyta się bardzo przyjemnie. Oczywiście nie zabrakło tego, co Martinowi
przyniosło największą sławę. W książce nie brak jest gwałtownych zwrotów akcji
i bohaterowie giną bardzo niespodziewanie.
Para
głównych bohaterów z początku wydaje się być dość niedobrana. Dunk jest silny,
starszy, dojrzalszy (w pierwszym opowiadaniu ma siedemnaści lat), ale też
niezbyt dobrze radzi sobie z myśleniem. Natomiast jego giermek, Jajo
(zdrobnienie od imienia Aegon), niespełna dziesięcioletni chłopczyk o ciętym
języku i dobrym wykształceniu, który w przyszłości ma stać się królem i obrońcą
Siedmiu Królestw.
Świat przedstawiony ma w sobie odrobinę magii, ale jest jej
zdecydowanie mniej niż w „Pieśni…”, chociaż mówi się już o wykluciu smoków.
„Rycerz
Siedmiu Królestw” jest to pozycja obowiązkowa dla fanów „Pieśni Lodu i Ognia”.
Książka wciąga, szybko się ją czyta i fabuła nie jest tak rozbudowana jak we
wspomnianej wcześniej „Pieśni…”. Chociaż
muszę przyznać, że czuję pewien niedosyt po przeczytaniu, ponieważ Martin nie
daje konkretnego zakończenia, zostawiając furtkę do pisania kolejnych przygód
Dunka i Jaja. Kto wie, może niedługo przeczytamy o tym jak dodarli oni do
Winterfell albo na Mur.
„Biegnij chłopcze, biegnij” Uri Orlev
Mógłbyś żyć w lesie? Bez rodziny,
bez namiotu, bez śpiwora, nawet bez jedzenia? Dodatkowo nieustannie ścigany
przez niemieckich żołnierzy, którzy za wszelką cenę chcą Cię zabić? Nie, to nie
są kolejne „Igrzyska śmierci”, to prawdziwe życie żydowskiego dziecka podczas
II Wojny Światowej.
Książka
„Biegnij chłopcze, biegnij” Uri Orleva opowiada przejmującą historię
ośmioletniego żydowskiego chłopca, Srulika, który ucieka z warszawskiego getta,
aby przeżyć. Od tej pory jego życie zmienia się w nieustającą gonitwę z
niemieckimi żołnierzami. Chowa się w lesie, uczy polować na małe zwierzęta,
chodzi od wsi do wsi szukać pracy u chłopów mających niewielkie gospodarstwa.
Pomaga im w pracy w obejściu, pasie krowy. Jedni traktują go jak własnego syna,
inni znęcają się nad nim i biją, oczekując wdzięczności za to, że dali mu
miejsce do spania w oborze i coś do jedzenia. Chłopiec zmęczony jest ciągłym
uciekaniem, marzy tylko o tym, żeby na stałe znaleźć dobrych ludzi, którzy się
nim zaopiekują i ukryją przed Niemcami. Kierowany wolą przeżycia Srulik, na
prośbę ojca zmienia swoje imię na polskie, Jurek Staniak, zapomina o tym, że
jest Żydem, uczy się modlić i zachowywać tak jak przystało na prawdziwego
Polaka i chrześcijanina.
Uri
Orlev stosuje prostą i rzeczową narrację. Czytając książkę o Holocauście
spodziewałem się przemocy i hektolitrów krwi wyciekających z jej kart, jednak
nie mogłem się bardziej mylić. Krwawe wydarzenia są przez Orleva pominięte.
Dostajemy trochę pozbawioną emocji, wiarygodną historię ciągle uciekającego
dziecka. Niekiedy książka wzrusza, innym razem śmieszy. Autor doskonale
pokazuje życie na wsi i mentalność ówczesnych chłopów oraz to, dlaczego Polacy
tak bardzo nienawidzą Żydów, i że Żydzi
nie są tak naprawdę niczemu winni. Robią tylko to, co należy zrobić aby
przeżyć.
Akcja
książki dzieje się bardzo szybko. Taki zabieg powoduje, że nie można się od
niej oderwać. Po kilkunastu stronach zaczynasz przywiązywać się do małego Jurka
i modlisz, aby udało mu się przeżyć, pomimo tego, że jest Żydem.
Książkę
polecam każdemu, szczególnie tym, którzy nie lubią krwawych opisów Holocaustu.
Na wyróżnienie zasługuje również fakt, że opowieść jest zapisem prawdziwych
wydarzeń, które opowiedział Orlevowi jej główny bohater, Yoram Friedman.
„Jak jeść zdrowo” dr Jadwiga Górnicka
Nie wiesz co to zdrowa żywność?
Gotujesz dania z dużą ilością czerwonego mięsa i tłuszczu? Dr Górnicka pomoże
ci zmienić dietę i doprowadzi sylwetkę do stanu sprzed lat.
Książka
„Jak jeść zdrowo!’ dr Jadwigi Górnickiej jest swoistym poradnikiem zdrowego
odżywiania. Podzielona jest na dwie części: w pierwszej zamieszczone zostały
ogólne zasady dobrego i zdrowego odżywiania, druga zaś zawiera przepisy na
przygotowanie zdrowych dań.
W
części pierwszej mamy zebrane wszystkie informacje jakie powinni posiąść
wszyscy myślący o odchudzaniu. Dr Górnicka w rzeczowy sposób opisuje
najważniejsze składniki pokarmowe, co nam szkodzi w pożywieniu oraz jak radzić
sobie z nadwagą i otyłością. Porady są naprawdę wartościowe i większość mi nie
była znana, chociaż studiuję kierunek, który w pośredni sposób związany jest z
żywieniem.
Druga
część książki jest o wiele przyjemniejsza. Zawiera blisko 120 przepisów
kulinarnych na zdrowe śniadania, przekąski, obiady, desery, napoje i herbaty.
Każdy przepis zawiera listę składników, krótki, a zarazem dokładny sposób
przygotowania oraz kolorowe zdjęcia przedstawiające propozycję podania potrawy.
W książce znajdziemy przepisy na dania bardzo popularne, jak np. gołąbki,
różnego rodzaju zapiekanki, barszcz, rosół, placki ziemniaczane, ale też nie
brak jest przepisów na dania bardziej wykwintne jak np. chłodnik, pieczarki z
nadzieniem z małży czy szparagi z łososiem. Wszystko w zdrowym wydaniu.
Sam
pokusiłem się na wypróbowanie kilku przepisów i musze przyznać, że sposób
przygotowania jest bardzo prosty i napisany w sposób zrozumiały dla każdego.
Jedne dania smakowały mi bardziej, inne mniej, ale czułem że jest to jedzenie
inne od tego, które spożywam na co dzień. Szczególnie polecam przepis na
lasagne ze szpinakiem oraz na pyszny lekki sernik na zimno. Po prostu nie
miałem pojęcia, że szpinak może być taki dobry!
Książka
jest kolorowa, pełna zdjęć i porad. Wydana w bardzo piękny sposób i na pewno
przyda się każdemu amatorowi zdrowego odżywiania i ludziom, którzy chcą zmienić
swoją dotychczasową dietę na zdrowszą.
„Ptasi śpiew”
Sebastian Faulks
W tym
roku przypada setna rocznica wybuchu I Wojny Światowej. To doskonały moment,
aby zapoznać się z tym, jak konflikt ten wyglądał z perspektywy żołnierza.
Książka
„Ptasi śpiew” Sebastiana Faulksa pokazuje nam wydarzenia I Wojny Światowej z
wielu perspektyw. Wszystkie są wzruszające i mocno poruszają wyobraźnię. Autor
podzielił swoją powieść na trzy części, rozgrywające się w różnym czasie.
Część
pierwsza opowiada o tym, jak młody pracownik firmy tekstylnej, Stephen
Wraysford, jedzie do Amies, aby w tamtejszej fabryce zapoznać się z nowymi
metodami produkcji. Jednak bardziej niż fabryka, bohatera zaczyna interesować
żona właściciela, Isabelle. Wybucha pomiędzy nimi żarliwy romans i razem
zmuszeni są do ucieczki do Prowansji, gdzie spędzają ze sobą trochę czasu. Gdy
Isabelle odkrywa, że jest w ciąży niespodziewanie znika i życie dla Stephena
traci sens.
Druga
część przenosi nas o sześć lat do przodu, czyli do 1916 roku, kiedy to
porucznik armii brytyjskiej Stephen Waynford dostaje rozkaz dołączenia do
„tunelarzy”, których zadaniem jest podkładanie min pod umocnieniami wroga. W
części tej autor stawia głównie na akcję. Wszystko dzieje się dużo szybciej, w
porównaniu do poprzedniej części. Stephen walczy na froncie. Wokół niego giną
ludzie, często przyjaciele. Bohater bardzo często wraca wspomnieniami do
minionych chwil z Isabellą, przez co inni uważają go za dziwaka i samotnika.
Faulks doskonale pokazuje okrucieństwo, a zarazem bezsens wojny.
W
trzeciej, a zarazem ostatniej części zostajemy przeniesieni do roku 1978, kiedy
to Elisabeth, wnuczka Stephena, odkrywa stare dokumenty należące do jej
dziadka. Młoda kobieta zaczyna zagłębiać się w zapiski jakie pozostawił po
sobie Stephen, poznając jego historię. Dzięki temu co przeczytała i czego
dowiedziała się od ludzi, którzy znali go osobiście decyduje się zrobić coś,
czego nikt się nie spodziewa…
„Ptasi
śpiew” to powieść epicka, wciągająca od pierwszej strony. Część pierwsza bardzo
powoli wprowadza nas do ówczesnego świata, lecz jeśli już przez to przebrniemy
dostajemy doskonałą historię wojenną z nutką miłości w tle. Postaci są bardzo
wyraziste. Szybko przywiązałem się emocjonalnie do Stephena, jak i później do
Elisabeth. Powieść niestety traci trochę na autentyczności przez niesamowite
historie unikania śmierci przez Stephena. Jednak okrucieństwo wojny, zostało
pokazane w taki sposób jak oczekiwałem, więc jest to duża rekompensata za braki
w autentyczności.
Książkę
polecam każdemu. Kobietom na pewno spodoba się część pierwsza i trzecia, zaś
mężczyźni nie będą mogli oderwać się od części przedstawiającej widmo wojny.
Historia jest krwawa, ale zmusza do przemyśleń.
„Książęta
Highwayu” Marcin Baraniecki
Odważył byś się wyjechać do
obcego kraju, aby tylko spełnić swoje marzenie? Porzucając rodzinę i wszystko
co do tej pory znałeś i kochałeś? Oni to zrobili. Wyjechali do Kanady, aby
zostać Truckerami – kierowcami wielkich ciężarówek.
Książka
„Książęta Highwayu” Marcina Baranieckiego opowiada historię kilku przyjaciół z
Polski, którzy wyjechali do Kanady, aby pracować oraz spełnić swoje marzenia.
Akcja powieści dzieje się w latach 80. i 90. XX wieku, ale mamy też
retrospekcje z lat wcześniejszych, kiedy bohaterowie mieszkali jeszcze w
Polsce. Narratorem oraz jednym z głównych bohaterów jest sam autor, Marcin
Baraniecki. Powieść jest zlepkiem różnych historii. Próżno jest w niej szukać
wartkiej porywającej akcji. Marcin Baraniecki spisał po prostu co ciekawsze
historie z życia na obczyźnie. W rezultacie dostajemy męską opowieść o
przetrwaniu, trudach pracy jako kierowca trucka oraz dramatach rozdzielonych
rodzin. Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że wszystkie zdarzenia opisane w książce
miały miejsce w rzeczywistości.
Przez
większą część powieści poznajemy historię Antka Sobótki, który pochodzi z
Warszawy i z Baranieckim znają się już od wielu lat. W Kanadzie pracują razem
jako kierowcy ciężarówek. Później Antkowi zaczyna to nie wystarczać i decyduje
się na zmianę pracy na cięższą i wymagającą większego wysiłku psychicznego.
Jego historia jest barwna i naznaczona wieloma przeciwnościami losu, co moim
zdaniem stanowi najmocniejszy punkt książki. Chociaż przyznać muszę, że trochę
się zawiodłem, bo dalsze losy Antka pozostają bez zakończenia.
Na
wyróżnienie zasługuje również fakt, że dostajemy pełny opis ciężarówek oraz
życia jako kierowcy, co mnie zawsze bardzo interesowało i niewiele jest książek
poruszających ten temat. Czytając książkę doszedłem do wniosku, że podróżowanie
truckiem nie jest dla mnie. Nie byłbym gotów do tylu poświęceń i wyrzeczeń
jakie podjęli Marcin i Antek.
Książka
charakteryzuje się bardzo ciekawym
stylem prowadzenia narracji. Czytając, czułem się tak, jakbym siedział z
Baranowskim przy piwie, w tle leciała muzyka Davida Bowy’ego, a Marcin
opowiadał mi swoje przeżycia. Dzięki temu zabiegowi między autorem a odbiorcą
tworzy się niewidzialna więź zmuszająca do jeszcze większego zagłębienia się w
lekturę.
Sięgając
po „Książęta Highwayu” miałem obawy, że książka może okazać się słaba i nudna,
ale nie mogłem bardziej się pomylić. Na szczęście i w polskiej literaturze
można znaleźć dobre pozycje. Książkę polecam wszystkim, nie tylko napaleńcom ciężarówek,
bo tak naprawdę dostajemy historię prawdziwego, ciężkiego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz